Kasia Kowalska i jej dzieje 😉
Właściwie to nie mam pojęcia od czego zacząć. Nigdy nie lubiłam pytań w stylu — kim jesteś, czym się zajmujesz, jakie jest twoje hobby? Pomijam fakt, że są to pytania rodem z kozetki terapeutycznej u psychologa.
Co by nie było, sama jestem sobie winna, więc postaram się wam nakreślić chodź trochę obraz mojego jestestwa.
Kim to ja jestem
Od razu nasuwają mi się idiotyczne odpowiedzi.
Pamiętacie książkę „Oto jest Kasia”? Więc ja właśnie jestem taką Kasią. Może nie do końca jak ona, ale jednak gdzieś tam sporo z tego psotnika i buntownika jest we mnie. Raczej nigdy nie dążyłam w tak prymitywny sposób do samodestrukcji (śmiech), jak tytułowa bohaterka, niestety decyzje, jakie podejmowałam, nie zawsze były słuszne. Odkąd pamiętam, miałam swoje zdanie i chadzałam swoimi ścieżkami, nawet w dzieciństwie. Miałam taki moment w życiu, że koleżanki były wyznacznikiem mojego świata. Ale właściwie od zawsze szybciej wspólny język odnajdowałam z chłopakami, i tak zostało do dzisiaj. Taka Kasia, chłopczyca z obdartymi kolanami, porwanymi rajstopami, z bezwzględnym — co w sercu to i na języku.
Z przykrością muszę stwierdzić — ta ostatnia cecha do dziś przysparza mi kłopotów. Ludzie jakoś nie lubią, kiedy jest się szczerym (śmiech). Postrzegają to jako chamstwo. Cóż, jak dla mnie, niech będzie — Kasia chamka. Wolę być chamska aniżeli sztucznie miła.
Kasia Kowalska
Jako dzieciuch, jednym z moich naj wykonawców była Kasia Kowalska. Uwielbiałam słuchać jej muzyki. Godzinami przesiadywałam latem na balkonie, wczuwając się w każde Kaśki słowo, wyjąc razem z nią, tj. ja wyłam, ona śpiewała.
Pamiętam, mieliśmy taki radiomagnetofon — Kasprzak — z jedną szufladą na kasety. To właśnie on głównie służył mi do odsłuchiwania muzyki. Później dorobiliśmy się już takiego lepszego. Miał dwa głośniki, dwie kieszenie na kasety i mnóstwo kolorowych diod wokoło, które się świeciły po uruchomieniu sprzętu. I tak sobie siedziałam na tym balkonie i marzyłam o byciu Kasią Kowalską. Jakby nie było, można te marzenie zaliczyć do spełnionych, ponieważ za sprawą pewnego osobnika zostałam nią. Do dzisiaj śpiewać potrafię, tylko kiedy jestem sama, ale właściwie to taki mały niuans.
Zufi
Nazwa bloga jest mi szczególnie bliska, ponieważ wzięła się od pierwszych dwóch liter imion moich dzieci: zu od Zuzi i fi od Filipa.
Na pomysł wpadłam kilka lat temu, podczas jednego z kolejnych razów, kiedy to miałam startować z blogiem.
O krótkiej historii bloga możecie przeczytać we wpisie „Pomysł na bloga? Dlaczego nie 😉„.
Nazwa jest o tyle ciekawa dla mnie i mojej rodziny, iż nie wykluczamy w przyszłości użyć jej jako imienia dla naszego kolejnego czworonożnego przyjaciela.
PS Mały update — do naszego świata zawitał kolejny psi przyjaciel (Maltańczyk) o imieniu WhiteAss (śmiech). Sami widzicie, jakie życie potrafi być przewrotne.
Charakterystyka bloga
Na mojej stronie głównie znajdziecie wpisy z moich wypadów, no właśnie, i tutaj pojawia się problem. Do tej pory mieszkałam w mieście, obecnie pośrodku pola. Krowy i owce to moi najbliżsi sąsiedzi. Niewłaściwe więc byłoby stwierdzenie, że wyjeżdżam poza miasto. W zasadzie teraz częściej jeżdżę do miasta, nie odwrotnie. W każdym razie, jak zwał tak zwał — są to rodzinne wypady do miasta lub nie rzadko wędrówki po okolicznych terenach. Nadmienię, iż nie byle jakie są to tereny, bo szkockie.
Poza podróżami będzie sporo też o książkach i filmach. Osobny dział poświęcony będzie wpisom dotyczącym życia codziennego, nie tylko mojego.
Zmiany na blogu
Od połowy sierpnia 2022 roku blog jest w trakcie „małych” rewolucji. Chciałabym, aby strona w dalszym ciągu funkcjonowała ku uciesze was i mnie samej — to moje pierwsze dziecko, które od początku tworzyłam sama. Nie jest idealne i nigdy nie będzie, ale nie potrafię się z nim rozstać. Uznałam, że nie wolo mi odkładać go na bok, nawet jeżeli dalsze działania czy plany życiowe znacznie odbiegają od początkowych.
Dziękuję, że jesteście tutaj ze mną
Jestem wam niesamowicie wdzięczna za okazane wsparcie. Jak wiecie, każda najmniejsza reakcja z waszej strony sprawiała mi przyjemność i radość — dzięki temu czułam, że to co robię, nie tylko dla mnie ma sens.
W małym skrócie
- W tej chwili wszystkie zakładki znajdujące się w głównym Menu polecą pod jedną o nazwie BLOG.
- Na głównej stronie w dalszym ciągu będzie można przeczytać O mnie, zajrzeć do strony KONTAKT, gdzie znajdują się moje dane i adres e-mail, pod którym możecie do mnie napisać. Będą też skróty do moich SM: Facebook, Instagram i Twitter.
- Dodatkowo wlecą strony, gdzie pokażę wam, czym mam zamiar się zajmować zawodowo. Uściślając, czym właściwie już się zajmuję. Na pierwszy ogień pojawi się informacja na temat mojej oferty dla biznesu — wsparcie skierowane do przedsiębiorców i prywatnych osób.
- Następnie ogłoszę z dumą w głosie, acz bardziej wydobędzie się ona spod palców, że kolejne marzenie właśnie się spełnia. Będzie to szkolenie, które pozwoli mi pracować w zawodzie korektora.
Tam, tara ra! Tak, zasłużone fanfary dla mnie samej.
Latami walczyłam z syndromem oszusta, który pojawiał się najczęściej wtedy, kiedy miałam zamiar wyciągnąć rękę po więcej. Wydaje mi się, że to najczęstsza przypadłość perfekcjonistów. Bo kiedy chcemy wykonać coś na 100%, a jednocześnie nie zajemy sobie sprawy z naszego potencjału i wiedzy — wręcz przeciwnie, sabotujemy swoje działania — nie mamy szans na tworzenie.
Od teraz jest inaczej! Już ja ci udowodnię, Kasia Kowalska, ile jesteś warta, i co potrafisz! (śmiech)