Jak to jest z tym przeklinaniem przy dzieciach?

przez Kasia Kowalska
przeklinanie przy dzieciach

Przeklinam, przy dzieciach też mi się niestety zdarza

Zacznę od kontrowersyjnego wyznania — tak, przeklinam, przy dzieciach też mi się zdarza. Nie, nie jestem z tego dumna, kiedy już mi się wymsknie, o ile tak to można nazwać, przepraszam i jak po spowiedzi, pokutuję, ale tylko przez chwilę. Czy uważam przeklinanie przy dzieciach za zło, które wymaga chłosty? Nie! Czy zgadzam się z opiniami, że przeklinanie przy dzieciach to znęcanie się nad nimi psychiczne? Zależy od sytuacji. Czy, jak to w wielu przypadkach ma miejsce, uważam, że… cytuję: „tylko patole przeklinają przy dzieciach”? Eee, może patologiczni na swój sposób jesteśmy, ale chyba posiadam inną wizję rodziny patologicznej, jak niektórzy, więc również — NIE! Czy tylko osoby niewykształcone, niekulturalne, z ograniczonym zasobem języka przeklinają? Nie! Czy chamstwo w postaci przeklinania powinno być akceptowalną normą społeczną? Też, nie!

Dlaczego więc przeklinam?

Cóż, w moim przypadku wygląda to odrobinę inaczej, jak w przypadku wielu maDek. Uważam, że każdy z nas jest inny, posiada inne doświadczenia życiowe, przez różnego rodzaju spaczenia, odmiennie również spogląda na kwestie rodzinne czy wychowawcze. Osobiście dzierżę doświadczenia bardzo druzgocące w tej kwestii, ponieważ w moim domu rodzinnym bardzo dużo się przeklinało. Były to przekleństwa nie tylko skierowane w eter, ale w dużej mierze do domowników. Nacechowane były one bardzo złymi emocjami — budziły strach, wstręt i odrazę. Pomimo tak przykrych doświadczeń, bardzo szybko zaczęłam przeklinać. Czy była to wina rodzinnego domu? Nie sądzę. Bardziej towarzystwo i chęć udowodnienia, chyba przede wszystkim sobie, że ma się coś do powiedzenia — im bardziej fikuśnie, tym lepiej. Owszem, trochę to trwało, zanim załapałam, że to tak nie działa, że wcale nie trzeba strzelać kurwami jak z karabinu, aby ktoś nas zauważył.

Doświadczenie i dorosłe życie

Dlaczego więc w dalszym ciągu przeklinam, mimo doświadczenia życiowego, jakie posiadam? Pomimo dorosłości, która, wydawać by się mogło, powinna naprowadzić mnie na właściwe tory? Przed udzieleniem odpowiedzi na to pytanie, zastanowiłabym się najpierw, czy one na pewno są właściwe?

Ja wiem, że do każdego syfu można dorobić sobie jakąś większą ideologię i nie trzeba być przy tym asem intelektu. Moje zdanie również nie będzie żadnym argumentem. Nie mam zamiaru wycierać się dobrym wytłumaczeniem, nie szukam też sobie podobnych. Wydaje mi się tylko, że nasze dzieci, bez względu na to, jak bardzo będziemy się starali zapobiec temu, któregoś pięknego dnia zaczną przeklinać. Wiem, że moja rola, jako matki winna polegać na edukacji dzieci, że jest wskazane unikanie wulgaryzmów w życiu codziennym. Zwłaszcza w miejscach publicznych należy pilnować swojego języka, co by nie odstręczać innych. Osobiście nie lubię, kiedy moje dzieci słuchają wulgaryzmów z ust innych osób. Dlaczego? Mam wrażenie, że moje wulgaryzmy, jeżeli już jakieś występują w ich towarzystwie, nie posiadają w sobie tyle złości. Kiedy już się dopuszczam przekleństw, posiadają one bardziej barwę śmieszności, czy inaczej, wydźwięk prześmiewczy.

Nigdy, ale to kategorycznie nigdy nie przeklinam do dzieci. I tak, to jest ten moment, kiedy własne doświadczenia prostują mnie jak strunę podczas nastrajania instrumentu. Wiem, jak to boli, jak niszczy, co dzieje się w głowie dzieciaka, który musi słuchać, że jest: wybierzcie sobie dowolne epitety, które w złości człowiek jest w stanie wypowiedzieć.

Może jest z tego jakieś sensowne wyjście?

Czuję, że muszę to powtórzyć, ponieważ często ludzie wyciągają z takich wpisów to, co chcą, a nie to, co autor chciał przekazać — w żadnym wypadku nie tłumaczę się przed nikim. Być może poddam w wątpliwość czyjeś zdanie, choć też jakoś szczególnie mi na tym nie zależy.

Idąc jednak dalej, czasami zastanawiam się, dlaczego ludzie tak często załamują nad tym ręce? Nie mam na myśli podobnych sobie, którym się wyrwie przekleństwo, powiedzą przepraszam i pójdą dalej, tylko takich, którzy wręcz aspirują do męczenników w tej kwestii. Przecież ta kurwa to też słowo, stworzone po to aby go używać, tak samo jak każde inne. Czy chodzi tylko o fakt używania go w obliczu dzieci? To jest ten moment potworności, który wymaga wręcz klęczenia na grochu? A czy nie wydaje wam się, że dzieci dzięki temu mają możliwość poznania was, jako ludzi, a nie tylko rodziców? A pewnie, że są inne metody poznawania rodziców, ale…

Przecież to tak samo, jak z płaczem. Na co dzień jesteśmy idealni, choć tylko wydaje nam się, że tak jest. Dzieci nas obserwują nieustannie i widzą nasze wszystkie niedoskonałości bardziej, bo dla nich wszystko jest bardziej. Dlatego też ponownie, jak byśmy nie próbowali ukryć naszego szlochu, nerwów czy stresu, one i tak to zauważą. Jesteśmy ludźmi, takimi samymi jak i one, zdarzają nam się lepsze czy gorsze dni. Uważam, że niepotrzebnie ludzie katują się z powodu chwilowej słabości, która to może objawić się siarczystą kurwą, nerwami czy nawet podniesionym głosem. Ja wiem, że tak nie wolno, każda matrona teraz podniesie krzyk, bo to przecież my jesteśmy tymi dorosłymi, a dzieci są tylko dziećmi i to my winniśmy świecić dobrym przykładem. Ale serio? Czy waszym zdaniem tworzenie wyidealizowanego świata nie jest równie szkodliwe, jak ta nieszczęsna kurwa?

Pozostawiam to waszej ocenie.

Jaki z tego morał płynie?

Żaden, bo to moje prawdy objawione, z którymi nikt się przecież nie musi zgadzać. Ale jeżeli macie jakieś uwagi, śmiało — lubię dyskutować.

Przecież ostatecznie to też jest pewnego rodzaju nauka, która jeżeli umiejętnie wykorzystana, może posłużyć na lata.

Tworząc ten wpis przeczytałam gdzieś, że przekleństwa są i będą częścią naszego świata, nie używa się wulgaryzmów w miejscach publicznych, tak samo jak nie wali się młotkiem w ścianę dla zabawy i bez powodu. Ale jeżeli jednak postanowimy umocować haczyk w ścianie, to nagle to walenie młotkiem ma cel i sens. Podobnie, jak przeklinanie, kiedy już jebiemy się w ten palec.


Oznajmiam, że ten tekst nie miał na celu zmiany czyichkolwiek poglądów, nakłaniania do przeklinania, a już na pewno nie w obecności dzieci. Miał jedynie uzmysłowić czytelnikom, nie tylko matkom, że wszystkie dolegliwości współczesnego człowieka to nie koniec świata. Nie oczekuję, że ktoś mnie zrozumie, umoralniania też nie potrzebuję, chyba że będzie to normalna dyskusja człowieka z człowiekiem.
Do tego wszystkiego dodam, że po napisaniu tego wpisu, skonsultowałam swoje wyobrażenia na temat odbioru MOICH przekleństw przez MOJE rodzone dzieci. Wizja nieznacznie różniła się od zakładanych wniosków, dzieci jedynie dodały, że nie lubią, kiedy przeklinam, co jakby jest w zupełności zrozumiałe. Gorzej, gdyby nie zauważali w tym niczego niewłaściwego — wtedy faktycznie zaczęłabym się martwić.

Podobne w tym temacie

Subskrybować
Powiadom o
guest
8 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacje zwrotne w linii...
Zobacz wszystkie komentarze
8
0
Jeżeli ci się podobało — zostaw po sobie ślad w komentarzux