Czy przyzwyczajenia i nawyki działają na nas pozytywnie?
Zacznę może od tego, że sama posiadam ich setki, jak nie tysiące. Niektóre dobre, niektóre niekoniecznie. Zapewne, jak sami zauważyliście, część nawyków powoduje lepszą organizację naszego dnia. Dla przykładu — każdy w domu posiada jakiś rytuał, którego stara się skrupulatnie trzymać, ponieważ wydaje mu się, że dzięki temu działa szybciej. Jedni wstają rano z łóżka, ubierają się, myją zęby, piją kawę lub herbatę, jedzą śniadanie. Drudzy natomiast najpierw piją i jedzą, a tuż przed wyjściem dopiero myją zęby. Są też tacy, którzy w ogóle nie myją zębów — skupmy się jednak na tych, co dbają o higienę paszczęki.
Gdyby tak zapytać tych pierwszych, dlaczego mycia zębów nie zostawiają na koniec — przecież “zwyczaj” nakazuje postępować odwrotnie — nie potrafiliby odpowiedzieć na to pytanie. Przyzwyczajenia i nawyki są tak silne, że pomimo wiedzy, iż należałoby postąpić inaczej, ludzie po prostu tego nie robią.
Przykład drugi — rozpoczynanie dnia od filiżanki, ba!, kubka telefonu. Wszyscy wiedzą, już nawet uczeni dowiedli, że zaczynanie dnia z telefonem w ręce to zło i należy się tego wystrzegać. Jednak usilne pragnienie posiadania wiedzy codziennej, najlepiej na tematy innych, tj. ślubu, narodzin dziecka, śmierci, chęci nienawiści z powodu małego sukcesu, czy też śmiechu, zachowanego dla tych bardziej ślamazarnych z połamanymi nogami.
Niestety, bez względu na powód, dla którego skrolujemy fejsa, czy inne social-mediowe apki, rozpoczynanie dnia z nimi, zabiera nam mnóstwo czasu, który moglibyśmy wykorzystać w inny sposób — być może bardziej twórczy. Pragnę jednak zaznaczyć, że poranna toaleta zaliczana jest do wyjątków i idealnie sprawdza się w takim modelu postępowania.
Jak to w końcu jest z tymi nawykami?
Jak zapewne część z was wie, w ostatnim czasie pracuję nad blogiem bardziej intensywnie. Polepszam jego jakość i czytelność, w związku z czym zależy mi na jak najlepszej organizacji własnego czasu, w taki sposób, aby praca była zdecydowanie bardziej efektywna.
Od kilku dni namiętnie poszukuję różnego rodzaju aplikacji na urządzenia mobilne i komputer, które mogłyby mi pomóc lepiej zarządzać czasem.
Niestety z przykrością muszę stwierdzić, iż pomimo faktu, że jest to naprawdę świetna zabawa, ponieważ gadżeciara ze mnie straszna i lubię różnego rodzaju nowinki, tak w tym przypadku odpadam zupełnie. O ile sam fakt wyszukiwania i testowania jest super, tak już oswojenie się z nowościami spędza mi sen z powiem. Bo, czy jesteście w stanie wyobrazić sobie, co tak właściwie dzieje się w mojej głowie, kiedy muszę zrezygnować z dotychczasowych przyzwyczajeń na rzecz nowych? Przecież to niedorzeczne. Zamiast działać szybciej, wszystko zajmuje mi więcej czasu.
Ot, taki przykład — przeglądarka internetowa. Od wielu lat korzystam z Chroma. Wiem, gdzie co jest, jakie strony mam zapisane i gdzie, z jakich rozszerzeń w danym momencie korzystam i wiele innych. Zmuszona byłam zainstalować coś na rodzaj aplikacji GTD (get things done), która ma pomóc w planowaniu artykułów na bloga na przemiennie z domowymi obowiązkami. Oczywiście aplikacja jest fajna i czytelna, a nawet ładna — oczywiście dla kobiety ma to dość duże znaczenie. W każdym razie, chciałam dziś zaplanować swój pierwszy dzień w ślicznej, nowej aplikacji. Tylko na chwilę zajęłam głowę czymś innym — wystarczyło. Jakież było moje zdziwienie, kiedy odruchowo chwyciłam za telefon, włączyłam notatki i zaczęłam działać.
Czy w takim razie jest sens się męczyć?
Niestety w moim przypadku może się to skończyć różnie. Bardzo bym chciała dać szansę wszystkiemu co nowe, nie do końca jestem jednak pewna, jak to zrobić. Nie ma nic gorszego od zmuszania się do czegokolwiek. Staram się jakoś sobie przemówić do rozsądku. Przyrównywałam nawet tę sytuację do diety, gdzie aby wszystko skończyło się dobrze i nie trzeba było jej zaczynać od każdego poniedziałku na nowo, należy nabrać odpowiednich nawyków żywieniowych i ćwiczyć, jak szalony królik, najlepiej codziennie. Szkoda tylko, że diety się mnie nie trzymają, a biegam tylko wtedy, kiedy przed czymś uciekam.
A czy jest sens się męczyć? — czas pokaże. Jedno jest pewne, przyzwyczajenia i nawyki potrafią napsuć krwi, aż nadto.