Jedna z wielu wypraw po okolicy

przez Kasia Kowalska
szkocja

Dokładnie tydzień temu wybrałam się z rodziną na mały spacer. Wstępnie plan był inny i miało to wyglądać zupełnie inaczej. Jako, że jestem przodującą marudą u nas w domu, ostatecznie mąż przystał na moją propozycję 😉

W ramach wstępu.

Zakładaliśmy, że wybierzemy się ponownie na wędrówkę po polach. Jak już zdążyłam zaznaczyć wyżej, nic z tych planów nie wyszło, bo Katarzyna nie chciała taplać się w mokradłach. Jak to przystało na szkockie klimaty, dzień wcześniej intensywnie padał deszcz, więc uznałam, że lepszym planem będzie wycieczka po pewnej, bo utwardzonej drodze w kierunku innych domostw. Byłam ciekawa, jak to wygląda po drugiej stronie wzgórza.
Tylko część z was wie, że mieszkamy po środku niczego- jak to pięknie określane w języku tubylców „in the middle of nowhere”.
Nie narzekamy jakoś szczególnie z tego powodu, delektujemy się wręcz spokojem jaki nas otacza. Jest to doskonałe miejsce na bycie sobą 😛 Owszem, skłamałabym twierdząc, że mieszkanie po środku pola nie bywa męczące, ale z reguły cieszymy się z tego, co mamy. Zwłaszcza ja, straszna, podła persona mająca z tego mega uciechę- im mniej ludzi wokoło, tym lepiej dla mnie.

Cel naszej wyprawy.

Oczywiście, wychodząc z domu mieliśmy jakieś skromne założenia odnośnie tego, gdzie idziemy. Ciężko było jednak zaplanować cokolwiek tak dokładnie, aby móc doprecyzować nasz cel. Hasło przewodnie to spacer z postojem na grilla i tego się trzymaliśmy. Tak więc, niewiele myśląc spakowaliśmy wszystko, co nam potrzebne i poszliśmy przed siebie.

Czas spędzony z rodziną.

Nie wiem, czy u was też tak to działa, nie ważne co robicie, ważne, że z rodziną?
U mnie, z reguły cały weekend jest przeznaczony dla rodziny. Nie zawsze się nam to udaje, ale staramy się ten czas spędzać razem. Zdarza się, że polega to na samym siedzeniu wszystkich w jednym pomieszczeniu. Jak np. w tej chwili, ja zajmuję się pisaniem, Zu robi bransoletki z gumek, Fi ogląda bajki a małżon tnie komara na kanapie xD Jednak zdecydowanie częściej, jeśli nie mamy planów wyjazdowo-podróżniczych, robimy coś, dzięki czemu wdajemy się w interakcję z pozostałymi domownikami, jak np. gry planszowe, puzzle itp.

Poprzednia niedziele należała zdecydowanie do tych bardziej intensywnych. Czas spędzony wspólnie tego dnia był jednym z tych, z których człowiek cieszy się najbardziej.
Szliśmy przed siebie, dotarliśmy w bliżej nieokreślone nam miejsce, po drodze zachwycaliśmy się widokami. Odkryliśmy piękny ogród u sąsiadów i w końcu rozpaliliśmy grilla. Wszystko oczywiście odbywało się na terenach farmerów. Mimo, iż zmuszeni byliśmy troszkę nagromadzić rożnego stuffu, jak np. drewniane belki od płotów, kamienie. Wszystko po to, aby skonstruować prowizoryczne siedzenia, trzymaliśmy się zasady działania w taki sposób, aby nie pozostawiać po sobie nadmiernych śladów. Na temat szkockich przepisów odnośnie zasad poruszania się oraz postępowania na terenach ogólnodostępnych, poświęcę osobny wpis, ponieważ jest ich kilka i wiem, że znacznie różnią się od tych panujących np. w Anglii.

Pozytywne zmęczenie.

Staramy się trzymać naszych domowych rytuałów, czyli określony czas na jedzenie, kąpiel i w końcu na sen. Niestety tego dnia wszystko wywróciło nam się do góry nogami, ponieważ wróciliśmy dość późno. Na szczęście, jednak dzieci były tak zmęczone, że nie było konieczności powtarzania i upominania ich milion razy, co mają robić- niczym potulne baranki zrobili co trzeba i udali się na należyty spoczynek.

Dzień uważamy za bardzo udany. Pozytywne zmęczenie jakie nam towarzyszyło po wyprawie, trzymało nas jeszcze następnego dnia. Dzieci po powrocie ze szkoły zaczęły snuć plany na kolejną wyprawę.

Podobne w tym temacie

Subskrybować
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacje zwrotne w linii...
Zobacz wszystkie komentarze
3
0
Jeżeli ci się podobało — zostaw po sobie ślad w komentarzux