Mała wzmianka w gazecie zmieniła wszystko.
Trzy kobiety, każda ma nadzieję na coś innego. Połączyła je jednak informacja o znalezieniu na budowie szczątek niemowlęcia.
Kate Waters, dziennikarka, jako jedyna uważa temat za interesujący i traktuje go jako wyzwanie. Nie może pozwolić, aby reszta „świata” przeszła obojętnie obok znaleziska. Musi wiedzieć, co się stało dziecku i dlaczego ktoś postanowił jego małe ciałko zapakować w reklamówkę i zakopać pod donicą w ogrodzie przed domem.
Emma Massingham doznaje „paraliżu” całego ciała i umysłu na wieść o niegdyś zakopanym dziecku. Wszystkimi możliwymi siłami pragnie zapomnieć o tym, co wydarzyło się, kiedy była nastoletnią dziewczyną. Jest gotowa na wszystko, aby tylko chronić przed ujawnieniem okrutnej prawdy, która ją prześladuje od lat.
Angela Irving, cierpiąca matka po utracie ukochanego dziecka. Dziecka, które w tajemniczy sposób zostaje porwane ze szpitala tuż po porodzie. Kobieta przez wszystkie lata spędzone bez swojej córeczki wierzyła, że mała żyje i kiedyś znajdzie odpowiedź na nękające ją pytania w związku z jej zaginięciem.
Thriller psychologiczny.
Dziecko Fiony Barton jest jej drugą powieścią i zdecydowanie lepszą pod względem poprowadzonej narracji oraz historii. Problemy i tematy poruszone w książce są jak najbardziej życiowe. Wydawać by się mogło nieprawdopodobne, jak zawrotny potrafi być przypisany nam los. Rzeczywistość jednak nie raz pokazała, że nie takie scenariusze życie już napisało.
Ból, strach, żal w połączeniu z miłością.
Styl autorki jest prosty, bez zbędnego patosu, co w bardzo dużej mierze działa na jego korzyść. Wypowiedzi są przejrzyste, dosadnie przedstawia to, co ważne, konieczne i potrzebne. Cierpienie matek jest prawdziwe, wręcz namacalne. Czuć ich każde najmniejsze drżenie ciała, ręki, głosu.
Mnie, jako matkę, klaustrofobiczny świat każdej z nich przyprawiał o gęsią skórkę. Tyle cierpienia i strachu i wynikającego z tego wszystkiego bólu fizycznego może znieść tylko matka. Oczywiście nie wolno zapominać o mężczyznach, ponieważ oni również radzili sobie z problemami na swój sposób. Poddawali się wirowi pracy, obowiązków bycia głową rodziny oraz podtrzymywaniu na duchu swoich ukochanych. Wierzcie mi lub nie, nie łatwo dbać o swoich najbliższych w momencie, kiedy rozchwianie emocjonalne sięga zenitu.
Niestety nacechowanie nadwrażliwością często spada na barki kobiet. To one bardziej martwią się o wszystko wokół, czują i kochają mocniej, co czasem doprowadza je do obłędu. Tak samo w tej powieści, niektóre z nich są bliskie poddaniu się wiecznej rozpaczy.
Nadzieja?
W momencie zupełnej bezsilności, często zdarza nam się stawiać wszystko na jedną kartę, bez względu na zakończenie, jakie nas czeka u schyłku naszej drogi. Wiele rzeczy nie ma sensu, zdarzenia się dzieją, życie płynie dalej, a my jak w centrum wszechświata próbujemy ogarnąć ten cały otaczający nas chaos. Trwamy w tym wszystkim, bo nie widzimy lepszego rozwiązania dla własnego jestestwa. W końcu, przecież nie może być tak beznadziejnie, żeby nie mogło być gorzej- myślimy.
Ta książka daje nam tą nadzieję, te małe światełko w tunelu, które pozwala myśleć, że po każdej burzy wychodzi słońce. Poddałam się tej myśli, ponieważ powieść może i jest przewidywalna, ale wzbudziła we mnie niesamowite emocje. Jest to coś, do czego na co dzień wstydzę się przyznawać. Dlaczego? Nie wiem, może dlatego, że do tej pory każda oznaka słabości obracała się przeciwko mnie?
Pomimo faktu, że treść książki zrobiła mi w głowie małe fiku-miku 🙂 uważam, że warto po nią sięgnąć, aby móc się przekonać, do jakich refleksji może was doprowadzić ta historia poza czystą przyjemnością wynikającą z samego czytania.