Ojciec mówił na mnie Birdie, powtarzał, że jestem jego małym ptaszkiem. Dla wszystkich wokół byłam córką zegarmistrza. Edward nazywał mnie swoją muzą, przeznaczeniem. Ludzie zapamiętali mnie jako złodziejkę i oszustkę.
Nikt już nie pamięta mojego prawdziwego imienia. I nikt nie wie, co naprawdę stało się tamtego lata.
Córka zegarmistrza przeplata przeszłość z teraźniejszością
Elodie Winslow, córka zmarłej znanej i szanowanej wiolonczelistki, pracownica archiwum Stratton, Cadwell & Co. w Londynie, znajduje szkicownik artysty i zdjęcie pięknej kobiety. Oszołomiona jej wdziękiem zaczyna zmagać się z dziwnymi uczuciami i chęcią poznania jej historii. Pośród szkiców znajduje również obraz domu, który wydaje się jej dziwnie znajomy. Od tego momentu „przepada”, pomimo znajomości zasad panujących w firmie, najpierw zabiera ukradkiem wizerunek kobiety, później cały szkicownik. Na własną rękę próbuje ustalić, kim byli: urokliwa kobieta ze zdjęcia oraz rzeczony artysta, i dom, który dla Elodie okazuje się być czymś więcej, jak zwykłym szkicem.
Zdarzenia w książce przeplatają się między rokiem 2017 a latami 60 IXX wieku. Autorka w umiejętny sposób opisuje historię z perspektywy kilku osób. Na początku wszystko wydaje się odrobinę zagmatwane, niejasne, ale z czasem zaczyna nabierać sensu.
Młoda archiwistka powoli odkrywa, iż właścicielem szkicownika był Edward Radcliffe. Po dalszych poszukiwaniach dowiaduje się, że kobieta ze zdjęcia to Lily Millington, nie tylko modelka artysty, ale również jego muza. Elodie wytrwale próbuje sondować przeszłość. Za sprawą przyjaciółki wchodzi w posiadanie książki, dzięki której dowiaduje się czegoś więcej na temat samej piękności. Niestety jest to historia, która posiada przykre zakończenie dla samej Lily i młodego malarza.
Piękno i brzydota świata
Córka zegarmistrza jest moją pierwszą powieścią pani Morton, z jaką miałam przyjemność się zapoznać. Nie ukrywam, że okładka i tytuł wywarły na mnie ogromne wrażenie. Natomiast kiedy przeczytałam opis książki, wiedziałam, że będę musiała zaznajomić się z jej treścią.
Autorka w niesamowity sposób posługuje się językiem pisanym. Bardzo mocno przypadł mi do gustu jej styl. Do tego stopnia, iż nie potrafiłam przeczytać wszystkiego od razu. Dawkowałam sobie historię, zatracając się w niej coraz bardziej. Wątek miłosny, szczęścia i nieszczęścia w połączeniu z tajemniczością potęgowały chęć poznania losów bohaterów. Piękne opisy natury, ludzi, otoczenia, wyszukane słownictwo, na miarę dawnych czasów utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie jest to moja ostatnia książka tej autorki.
Reasumując
Spotkałam się z różnymi opiniami na temat książki, że przekombinowana, za dużo opisów, za dużo postaci, że można się pogubić, wszystkiego za. Oczywiście nie zgadzam się z nimi. Uważam, że książka posiada w sobie piękno, którego często nam brakuje w życiu codziennym. Miłości, takiej na zabój, gdzie odkrywamy w człowieku człowieka, wydobywamy z jego wnętrza wszystko, co najlepsze. Nadziei, która pomimo całego zła wokoło pozwala przetrwać i uwierzyć, że po każdej burzy wychodzi słońce. Miejsca, które tak samo jak muzyka, czy smaki powodują nasze powroty do przeszłości, do wspomnień, tych miłych, wyjątkowych. Czas i jego ponadczasowość, czyli całe piękno uwiecznione za pomocą zdjęć, rysunków, obrazów, które pozwalają nam odkrywać czasy nam nieznane.
Uważam, że nieliczni potrafią cieszyć się tak drobnymi, pozornie nie mającymi znaczenia szczegółami naszego jestestwa.