Mrok we krwi jako powieść fantastyczna
A może i ty posiadasz mrok we krwi tylko jeszcze o tym nie wiesz?
Autor stworzył całkiem ciekawą historię, gdzie dobro ze złem nieustannie mieszają się ze sobą, gdzie ludzie są tylko ludźmi i podejmują czasem błędne decyzje. Tematyka gatunku ma to do siebie, że im lepiej autor potrafi operować językiem i im większą posiada wyobraźnię, tym lepiej dla niego samego i dzieła, które tworzy. Tutaj niestety nie wszystko „działa”, jak należy, ale o tym później. Póki co skupię się na tym, co zdecydowanie przypadło mi do gustu.
Krótki opis fabuły
Jak już wspomniałam powyżej, podoba mi się historia, którą autor zaprezentował w pierwszej części cyklu Mrok we krwi.
Na początku powieści poznajemy siedemnastoletnią córkę kowala i zielarki z klanu Quaistas, Skrę, podczas swojego ostatniego testu na szamankę. Dowiadujemy się też, jak trudne i ciężkie życie prowadziła dotychczas na wyspie Orin, gdzie młodzi adepci uczą się i szkolą pod okiem doświadczonych i wymagających nauczycieli. Autor powoli odkrywa przed nami historię dziewczyny, zaznaczając już na wstępie, które momenty z jej dotychczasowego życia są znaczące dla całej powieści. Młoda Skra na tym etapie wydaje się być rozsądną, dobrze wyuczoną wojowniczką. Po zakończeniu swojego ostatecznego testu i po przejściu rytuału inicjacji Szarmin, Skra przybiera nowe imię, Winea. Za pośrednictwem najwyższego rangą Szarnim, Najstarszym, poznajemy również jej prawdziwe przeznaczenie.
Fabuła prowadzona jest dwutorowo. W kolejnej części książki poznajemy już Norana, młodego egzekutora Ukrytego Miasta zrzeszonego w Gildii Zabójców. Jest to dość nietypowa postać. Dla jednych człekokształtny odrażający stwór, dla drugich kompan, kolega, a może nawet przyszywany brat. Noran poza długimi białymi włosami posiadał złote z pionowymi źrenicami oczy, ostre kły oraz liczne bruzdy na twarzy. Na co dzień nie wzbudzał zaufania wśród ludzi. Dla nich jego wygląd był dowodem skażenia mrokiem, co powodowało zepchnięcie go na margines społeczny. Noran miał świadomość swojego wyglądu, jednak nie do końca potrafił odczytać, co dzieje się w jego głowie. Mrok w jego krwi, który buzował w nim, kiedy tylko musiał użyć siły. Natomiast specyficzny zapach świeżej krwi zabijanych potęgował to uczucie i Noran coraz częściej powoli zatracał się w tej, w pewnym sensie nieprzyjemnej, ułudzie szczęścia.
Motyw wędrówki
Oczywiście w dalszej części książki mamy do czynienia z typowym motywem wędrówki. Każda z postaci ma przed sobą zadanie do wykonania, dzięki czemu dysponujemy okazją lepszego poznania głównych bohaterów, ich kompanów i zdarzeń, jakie niesie ze sobą podróż w nieznane.
Mała dygresja
Owszem, jestem olbrzymią — w przenośni i dosłownie (śmiech) — fanką fantastyki i wszystkiego, co z nią związane. Jako dzieciak zaczytywałam się dniami i nocami w powieściach nie z tego świata. Uwielbiałam tę niepewność, nigdy nie mogłam przewidzieć, czym tym razem kolejny autor mnie zaskoczy i w którym kierunku podąży. Tak jest do dzisiaj, kiedy tylko mam możliwość — uciekam do świata fikcji. Jest to pewnego rodzaju odskocznia od tych książek, których obecnie czytam najwięcej, czyli thrillerów.
Kiedyś fantastyka słynęła z niewymagającego języka, prostej fabuły i dziwnych, niespecjalnie rozwiniętych postaci. Oczywiście były to opinie osób, które, albo nie czytały nigdy nic z tego gatunku, bo takie miały wyobrażenia na jego temat, albo faktycznie czytały powieści słabe. I owszem, tak samo jest w innych gatunkach literatury, tak samo w przypadku fantastyki można trafić na treści niewymagające.
Nie samą fabułą historia żyje
Cieszy mnie niezmiernie fakt, że świadomość czytelników powoli wzrasta. Ludzie, którzy kiedyś nie skupiali się na lukach w fabule, kreacji samego świata, czy w końcu na bohaterach, w tej chwili zauważają nawet najmniejsze niuanse, które nie współgrają z całością. Dlatego tak ważne jest, aby poza fajną fabułą, czyli pomysłem na powieść, wszystkie wątki, nawet te poboczne, miały sens.
Niestety w przypadku książki Mrok we krwi, autor nie do końca potrafi posługiwać się językiem. Czytając, często miałam wrażanie, że mieszają mu się fikcja i ówczesny świat. Rozumiem, że na tym polega dowolność w tworzeniu, tym bardziej w świecie fantastyki. Należy jednak pamiętać, że nie powinno być zgrzytów pomiędzy założeniami, a tym, co prezentowane jest na papierze. Nie może więc być mowy o życiu w lesie, spaniu w grotach, czy pod gołym niebem, jeździe konnej, aby zaraz opowiadać o wysokich, kilkupiętrowych budynkach, pięknych bogatych wnętrzach, fotelach wyściełanych świecącą skórą, złotych kinkietach, szklanych kasetonach czy o alarmach znajdujących się pod stołem. Ten ostatni przykład zbił mnie z tropu zupełnie. Co najmniej jakbyśmy mieli do czynienia z bankowym cichych alarmem uruchamianym przez pracowników podczas napadu.
Do tego wszystkie, nie na miejscu były wstawki językowe zaczerpnięte również z ówczesnego świata. Ponownie, najpierw mamy stwierdzenie w stylu „światłość z tobą arcymistrzu”, po czym zaraz „tłumaczy się tylko winny”. Niestety wiele tego typu wyrażeń można znaleźć w powieści. Co więcej, niesamowicie irytujące było również tłumaczenie każdego przedsięwzięcia. Kiedy coś jest czarne, nie trzeba tego ponownie tłumaczyć czytelnikowi, jeżeli z treści powyżej wynika, dlaczego coś jest czarne. Czułam jakby autor pisał dla dziecka, któremu trzeba wszystko dokładnie wytłumaczyć, inaczej jest szansa, że nawet taka oczywistość, jak czerń będzie czymś niezrozumiałym.
Koniec
I dochodzimy do końca, gdzie chciałabym szczególną uwagę autora zwrócić na redakcję i korektę, oraz na tę nieszczęsną okładkę.
Przy dobrej redakcji jest szansa, że styl znacznie by uległ polepszeniu, nie byłoby mowy o tym wszystkim, co napisałam powyżej. Natomiast jeśli chodzi o okładkę — cóż, myślę, że można było, a nawet wskazane jest, aby wyglądała ona bardziej zachęcająco. Owszem, nawiązuje do treści powieści, ale osobiście nigdy bym się nie zdecydowała na zakup książki z taką okładka. Pomijam uwagi innych, że ma ona swoją ukrytą celowość w zamiarach autora do jakiego rodzaju czytelników kieruje się ów książkę, czy, że w końcu, jest seksistowska. Moim skromnym zdaniem jest po prostu słaba. Jak trafnie określił to mój kolega „Harlequin” w czystej postaci.
Zapomniałam jeszcze wspomnieć o głównej bohaterce. Panie autorze, proszę nie zapominać, że jest to, co prawda młoda, ale w dalszym ciągu wyszkolona wojowniczka. Zupełnie oddana idei swojego świata i temu, czego się dzielnie uczyła przez ostatnie lata. Oczywiście, ma prawo popełniać błędy, ale nie może być rozwydrzonym bachorem. Dziewczyna niby rozumie powagę sytuacji, ale jednocześnie zachowuje się jak typowy dzieciak wpuszczony na plac zabaw.
Nie umiem jednoznacznie stwierdzić, czy polecam wam tę powieść. Jako, że jest to pierwsza tego typu książka autora, czyli pewnego rodzaju debiut, myślę, że jest spora szansa na rozwój. Jeżeli autor będzie liczył się ze zdaniem swoich czytelników, zwracał uwagę na to, czego powinien unikać, pracował nad swoim warsztatem, może z tego powstać naprawdę fajna historia. Bo jak zaznaczyłam powyżej, sam zamysł bardzo przypadł mi do gustu i właściwie nie skłamałabym twierdząc, że jestem ciekawa, co wydarzy się w kolejnej części.