Wychudzone, słaniające się na nogach dziecko.
Najdek, porzucony w lesie chłopiec, który za sprawą dobrych ludzi trafia pod opiekę mnichów, gdzie odnajduje schronienie oraz niezbędne do przeżycia dobra. Powoli uczy się funkcjonowania pośród klasztornej atmosfery i wymagających „przełożonych”. Z czasem, wraz z wiekiem, zaczyna poszukiwać siebie w tym zamkniętym środowisku, które jest dostępny tylko nielicznym. W końcu pragnie robić coś więcej od patrolowania klasztornych wrót czy usługiwaniu innym. Ciekawy świata i życia wymyka się coraz częściej do pobliskiej wioski. Obserwuje ludzi, tak innych, tak nieprzewidywalnych, dalekich sobie, a zarazem tak bliskich. Fascynacja chłopca powoli wymusza na nim bunt. Już sama obserwacja przestaje wystarczać, pragnie zostać kimś przydatnym, znaczącym nie tylko dla siebie, ale i dla innych.
Zmiana ról.
Mały błąd powoduje, że zostaje w końcu zauważony przez samego Mistrza zakonu, który ma dla niego zadanie wymagające dużego poświęcenia.
W pobliżu klasztoru upada anioł, który wymaga pomocy. Zostaje mu ona udzielona przez starca, który z niewiadomych powodów kilka dni wcześniej postanawia zamieszkać w jednej z jaskiń, nieopodal miejsca, gdzie dochodzi do upadku. Wieści rozchodzą się bardzo szybko po okolicy, ponieważ ów starzec zostaje w posiadaniu łaski. Dar przeznaczony nie dla wszystkich, ponieważ nie każdy ma na tyle czyste serce, aby móc udźwignąć ciężar, jaki on ze sobą niesie. Najdka zadaniem jest udać się do jaskini i zostać uczniem starca i nie pozwolić, aby łaska dostała się w niepowołane ręce.
Ciężka droga ku końcowi.
Osobiście mam bardzo mieszane uczucia w stosunku do powieści, jaką zaprezentował nam autor. Powyżej streściłam fragment książki, który jest bardzo obszerny. Aby doczytać się do tych informacji, trzeba przejść bardzo długą drogę. Z jednej strony może to i fajnie, bo historia jest dość potężnie rozbudowana. Z drugiej zaś strony mam nieodparte wrażenie, że dałoby się ją odrobinę skrócić. Nadmiar liter niestety powoduje przesyt, historia bardzo długo się rozkręca, po to, aby zakończyć się w najmniej spodziewanym momencie. W wielu miejscach, akcja nabiera rozpędu, odczuwałam wtedy pewną ekscytację, że to już, teraz, będzie to bum. Niestety, tak szybko, jak rzeczona sytuacja się rozwijała, upadała niestety tak samo szybko.
Dla mnie, jako „starego wyżeracza” fantastyki, wszystkiego było za – albo za mało akcji, albo za mało emocji.
Plusy też się znalazły 🙂
Jednego, czego nie można odmówić autorowi to umiejętności pisarskich, które są na bardzo wysokim poziomie. Dobór słownictwa i jego odpowiednie zastosowanie powodują niesamowitą przyjemność z czytania.
Takie to dość nietypowe, wiem, bo niby z jednej strony było mi czegoś za mało, albo za dużo, a mimo wszystko odczuwałam przyjemność z czytania. Wydaje mi się, że to dobrze, bo zdecydowanie lepiej przyjąć powieść niedopracowaną pod jakimiś względami, aniżeli męczyć się z łopatologicznym słownictwem czy opisami.
Dlatego też, nie miałabym serca powiedzieć, że nie polecam, ponieważ uważam, że autor warty uwagi. Myślę, że chętnie zapoznałabym się z jego innymi powieściami, chociażby po to, aby mieć jakiś punkt odniesienia.
Co do Otchłani, wybór i tak należy do was 🙂