Rana moja, twoja, nasza
Powieść W. Chmielarza Rana ma w sobie coś, czego często brakuje mi w książkach. Dający do myślenia nienachalny ton, który zmusza czytelnika do wyciągnięcia odpowiednich wniosków. Czasem uwypukla pewne działania czy zdarzenia, jednak w dalszym ciągu nie podaje gotowych rozwiązań.
Rana jest dość, powiedziałabym, specyficzną książką, gdzie historia snuje się spokojnie, powoli, a styl pisarza dodatkowo potęguje tę zwyczajowość i brzydotę zarazem w niej zawartą. Robi to jednak w taki sposób, że czytelnik się nie nudzi — chce dalej brnąć w to, co przygotował dla niego autor. Opowiada o ranach zadanych przez życie, bliskich, system. O ranach, które dotykają do żywego i jątrzą się latami.
Kiedyś spotkałam się ze stwierdzeniem, że trudne dzieciństwo nie jest wytłumaczeniem, tylko zobowiązuje do radzenia sobie w tym chorym, popieprzonym świecie. Ale czy na pewno tak jest?
Ścieżka usiana trupami
Pokusiłam się o stwierdzenie, że Rana to powieść usiana trupami — dosłownie i w przenośni. Ilekroć sama rano wstaję, pamiętam, co wydarzyło się dnia poprzedniego, jak i co miało miejsce lata temu. Historia w tej książce, w pewnych kwestiach jest dla mnie czymś, z czym osobiście mogłabym się utożsamiać. Myślę, że każdy znajdzie w niej cząstkę siebie — niekoniecznie dobrego, pochlebnego, czym mógłby się pochwalić. Wcale nie potrzeba lat, aby zabić człowieka — czasem jedno słowo lub pojedynczy czyń, potrafi pozbawić cząstki jego samego. Najczęściej ze wszystkim musimy radzić sobie sami, nie umiemy nazwać tego, co się z nami dzieje i co tak naprawdę czujemy. Niczym w teatrze przywdziewamy maski i odgrywamy swoje role, najlepiej jak potrafimy. Zakończenia i tak zazwyczaj nie mają happy endów.
Zresztą, jak mówi klasyk — Ernest Hemingway:
…wszystkie historie
kończą się śmiercią.
Jeśli ktoś to przed wami ukrywa,
nie jest dobrym narratorem.
Krótko o fabule
Prywatna szkoła na warszawskim Mokotowie, właściciele, którzy w podejrzany sposób nabyli budynek, nauczyciele, którzy nie potrafią się przeciwstawić złu, i w końcu dzieci majętnych rodziców.
Zapewne nie ja jedna spotkałam się z określeniem, że szkoły prywatne wychowują snobów i każdy, kto ukończył taką szkołę, wie o życiu tyle, ile byli w stanie mu przekazać rodzice. Podobnie przedstawiono to w książce, gdzie część dzieciaków stara się sprostać wymaganiom nauczycieli, jednak są się i tacy, którzy nie muszą robić nic, aby móc ukończyć prestiżową szkołę.
Nawet w tak hermetycznym środowisku dochodzi do niesnasek a czasem do tragedii. Kumulacja takich dramatów ma miejsce w szkole prowadzonej przez rodziców Karoliny, uczennicy tejże placówki.
Najpierw pod kołami pociągu ginie Marysia, młoda, zdolna uczennica, pochodząca z ubogiej rodziny, która naukę w szkole zawdzięczała stypendium. Po jej śmierci jedynie nauczycielka, Ela, interesuje się motywami dziewczynki i przebiegiem tragedii. Niedługo później niestety i ona traci życie. Jedynymi osobami, które mogą rozwikłać zagadkę śmierci polonistki, jest uczeń, Gniewomir, chłopiec interesujący się makabrycznymi zbrodniami, na co dzień uważany za dziwaka, i Klementyna, nauczycielka matematyki, która również posiada swoje sekrety.
Oboje obawiają się o swoje życie, i o sekrety, które do tej pory wprawnie ukrywali. Postanawiają się zaangażować w rozwikłanie sprawy, tylko gdzie ich to zaprowadzi.
Za dużo masakry w masakrze
Nie jestem pewna, czy to poprawne określenie, ale według mojej opinii zakończenie powieści jest słabe. Miałam wrażenie — wymuszone. Taka zapchaj dziura, bo przecież jak już się zaczęło historię, wypadałoby ją skończyć. I niestety gdzieś to bogactwo ujęte na początku książki, traci na swej wartości.
Nie znam twórczości autora. Jest to moje pierwsze z nim spotkanie i zapewne nie ostatnie. Żałuję jednak, że nie posunął się on dalej w tej opowieści, że nie przekroczył granicy, nie nadał większego znaczenia zwyczajnej historii, która przecież taką nie jest. Bo jeśli by tak wyciąć obecne zakończenie i nadać mu w zamian niewymuszony charakter — ludzie w dalszym ciągu by zrozumieli. Przecież nie wszystko musi być zawsze wyjaśniona do końca. Nie ma również, na potrzeby powieści tworzenia czegoś, co zupełnie do niej nie pasuje, bo tego się teraz wymaga.
Nie wiem, być może za bardzo popłynęłam w swojej ocenie. Być może źle, że oczekiwałam czegoś nieoczywistego w oczywistym świecie. Dla mnie książka zakończyła się w momencie, kiedy dwoje młodych ludzi spotyka się z człowiekiem, który w okrutny sposób utracił miłość swojego życia.