Mogłabym napisać, po prostu- nie polecam, i mieć gdzieś to wszystko, ale niestety. Moje wewnętrzne ja nie potrafiłoby zaznać spokoju i zostałoby skazany na wieczną tułaczkę, jak te duchy, które mają jeszcze jakąś misję do wypełnienia na Ziemi. Może jest jeszcze tak, że zwyczajny społeczniak ze mnie i czuję się w obowiązku wam napisać, jak bardzo beznadziejna jest ta książka.
Uwaga, spoiler!
Moje przemyślenia.
Nie wiem dlaczego zaczęłam mieć większe wymagania w stosunku do treści książek, czy to wiek czy może jednak coś więcej. W zasadzie nie powinno mi to przeszkadzać, gdyż jestem fanką fantastyki, w szczególności młodzieżowej. I nie to, że uważam wszystkie tego rodzaju książki za kiepskie, ale nie oszukujmy się- z reguły należą one do przyjemnej lektury, która nie wymaga od czytelnika kontemplacji nad własnym bytem. I o ile historie czasem mogą być niedopracowane, tak już sami bohaterowie muszą mieć coś więcej w głowach od warzyw.
Każdą jedną książkę moglibyśmy zakwalifikować pod któryś z powszechnie nam znanych rodzajów lit., poza, myślę sobie, obyczajówkami. Biorąc pod uwag, w jaki sposób autorzy prezentują swoje pomysły na historie, znajdziemy w nich trochę prawdy, trochę fikcji a nawet trochę samego twórcy- jego dotychczasowego życia, czy też przemyśleń. Z takimi książkami mam największy problem i tak samo było w przypadku powieści Ch. Link „Przerwane milczenie”. Niby historia się klei, autorka ma lekkie pióro, czyta się dość szybko, jednak cały czas coś zgrzyta, przede wszystkim w przypadku bohaterów. Odniosłam wrażenie, że mam do czynienia z wysypem oderwanych od rzeczywistości tworów wyobraźni autorki.
Jedno z wielu nieporozumień.
Już na samym wstępie dopadł mnie pierwszy klops. Główna bohaterka w widocznej już ciąży, po długiej wędrówce dociera do domu i zastaje przed nim koleżankę z podciętym gardłem, i jaka jest jej pierwsza myśl, no w życiu byście na to nie wpadli. A no pani, gładzi się po brzuchu i w myślach rozmawia sama ze sobą na temat szkód, jakie wyrządził jej dziecku ten widok. Nie wspominając, ile to razy wypije lampek wina i szampana w ciągu trwania całej powieści, tłumacząc się okazją czy stwierdzeniem, że przecież to na lepszy sen. I ta wszechogarniająca cisza, na której uwagę zwraca już setny raz w ciągu 5 stron książki 😣 Może i się czepiam, ale powtórzenia potrafią być mega irytujące.
Ciąg dalszy nieporozumień?
Dalej, w momencie ucieczki przed „śmiercią”, zamyka się w pokoju, trzęsie się jak osika, ale zamiast nasłuchiwać, czy sprawca podąża za nią, rozgląda się po pomieszczeniu i wspomina swojego nieżyjącego męża. Bierze jego piżamę, przytula się do niej, kładzie na łóżku i oddaje się lamentowi przez ponad godzinę (wtf ?). Pomijam fakt, że mordercą jest kobieta — też udana, zamiast gonić swoją ofiarę, udaje się do kuchni wyżerać resztki z lodówki sprzed kilku tyg.
Wybrakowani bohaterowie.
Nie mogę powiedzieć, że Jessica, główna bohaterka, to talka zupełna niedojda życiowa- właściwie jest jedną z normalniejszych osób w towarzystwie, więc możecie sobie wyobrazić pozostałych. Niestety jej z pupy skunksa rozważania na każdy właściwie temat są straszne.
Takich klopsów w książce mamy więcej, całkiem niezła wyżerka, której efektem są liczne niestrawności, jak nie od razu skręt kiszek.
Przyznaję, w przypadku zabójczyni, Evelin, powyższe stwierdzenie zostało wyrwane trochę z kontekstu, ponieważ kobieta miała nie mały obóz przetrwania u boku swojego męża. Już od jakiegoś czasu zajadała smutki, ale zepsutego jedzenia jeszcze chyba nie miała okazji szamać.
Kolejne postacie to, mąż Jessicy, Aleksander, jego córka z pierwszego małżeństwa, Ricarda, mąż Eveline, Tim oraz właściciele posiadłości, w której wszyscy spędzają urlop, Patricia i Leon wraz z córkami. Dużo miejsca w książce zostało poświęcone również Philipowi, który próbuje udowodnić swoje pokrewieństwo z Patricią i rości sobie prawa do spadku po zmarłym ojcu, i jego partnerce.
Dozgonni przyjaciele.
Leon, Tim i Aleksander, to szkolni przyjaciele, których połączyła wspólna tragedia- śmierć ich kolegi, której byli naocznymi świadkami i niestety, któremu nie udzielili pomocy.
Aleksander- pan naukowiec, zahukany przez ojca, z problemami w podejmowaniu decyzji, kompletnie zależny od przyjaciół, co ostatecznie przyczyniło się do rozpadu jego pierwszego małżeństwa. Borykający się przez całe życie z koszmarami po śmierci kolegi.
Leon- wielki pan prawnik, posiadający wstrętną, apodyktyczną żonę, ostatecznie bankrut i dzieciak, który niespełna po 5 tyg. od śmierci żony i dzieci, cieszy się na myśl o nowym życiu w roli kawalera.
Tim- psycholog, wykorzystujący swoją wiedzę w celu manipulacji i przeprowadzaniu analiz innych osób wedle własnego uznania. Ostatecznie bezwzględny psychopata, który pozbawia żonę dziecka, stosując wobec niej przemoc psychiczną i fizyczną, co w dużej mierze przyczynia się do jej obłędu. Wieloletnie szykanowania z jego strony, wiedza przyjaciół o tragedii kobiety, i ostatecznie nie udzielenie jej pomocy, doprowadzają do najgorszego.
To już koniec 🙂
Jak zapewne sami zauważyliście, w powieści poruszone zostały trudne, życiowe problemy. Autorka, muszę przyznać, w dość rozsądny sposób się rozprawia z nimi.
Mamy do czynienia z przemocą rodzinną, problemami psychicznymi, nadwrażliwością, nadgorliwym zaangażowaniem oraz grą pod publikę, kłamstwami, bezwzględnością i chyba wszystkim, co w człowieku najgorsze. Trochę dużo tego, jak na tak hermetyczne towarzystwo.
Jak już zaznaczyłam wcześniej, być może nie jednoznacznie, uważam, że nie warto poświęcać tyle swojego cennego czasu na pisaninę autorki. Fajna bajera i czasem odpowiedni dobór słów, to jednak wciąż za mało aby stworzyć coś sensowne i wartego uwagi. Pomysł i historia miały potencjał, jednak postacie, które momentami wręcz cofają się w rozwoju, jak dla mnie, nie do przyjęcia.