Na wygnaniu.
Część z was, zapewne, mieszka w różnych częściach Świata na tzw. przeze mnie – „wygnaniu”. Jako ciekawostka dodam, że drugą nazwą dla mojego bloga, nad którą się zastanawiałam było właśnie hasło „na wygnaniu” – ze względu na fakt, że faktycznie przyszło mi na nim żyć.
Ludzie z różnych powodów decydują się na wyjazd z Polski. Jedni dla pieniędzy, drudzy dla lepszego, spokojniejszego życia, a jeszcze inni uciekają przed czymś lub przed kimś. Wyobrażenia nasze na temat życia poza ojczyzną bywają różne. Co ciekawe, najczęściej najwięcej do powiedzenia na ten temat mają osoby, które nigdy nie wyściubiły nosa poza swoje bezpieczne centrum dowodzenia na dłużej, jak na kilka tyg. Mało też kto, zastanawia się, jakim kosztem i jakich poświęceń wymaga taka tułaczka po świecie.
Ponoć w końcu każdy ma to, na co zasłużył.
Krótka historia smutnego życia.
Książka Piotra Czerwińskiego, to opis życia Polaków żyjących na obczyźnie. Autor w bardzo groteskowy, ale i zarazem dosadny sposób opowiada, jak to „pierdoliście” żyje się na wygnaniu.
„Dali mu ticket z jeszcze innym numerem i kazali czekać przez następne trzy godziny, co nie było najbardziej pierdoliste z powodu jego pęcherza. Social Welfare nie posiadał publicznej toalety, nie było też takowej w okolicy. (…) W końcu odlał się w najbliższym kuldesaku między kontenerami na śmieci, i zamachał do kamery ce ce ti wi, która wisiała nad jego głową. Był tak ubawiony machaniem, że nasikał na swoje buty, najlepsze, oczywiście. Ludzie zabierają na emigrację tylko najlepsze rzeczy. Prędzej czy później życie zmusza ich, by na nie nasikali.
I tell you, na wypadek gdyby ktoś zapomniał: to wszystko działo się z powodu wiejskiego patałacha o imieniu Gracjan, niech go trafi jasny fuck, a złe moce wszechświata niechaj dymają go w brudną srakę for koorva ever”.
Niestety prawdą jest, że najczęściej ci najlepiej wykształceni mają największy problem ze znalezieniem pracy. Ciężko im zrozumieć, że nierzadko ich dotychczasowe doświadczenie zdobyte w Polsce jest niewiele warte w kraju, do którego wyemigrowali.
Jak to naprawdę wygląda.
Książka w odbiorze jest różna. Raz utożsamiałam się z bohaterami, aby zaraz nimi potrząsnąć. Autor w dość bezwzględny sposób dzieli Polaków na dwie kategorie. Na takich, którzy ledwo opuścili swój rodzimy kraj i uważają, że coś potrafią i są pewni swojej „zajebistości” oraz na takich, którzy od dłuższego czasu przebywają pośród „obcych” i, poniekąd, pogodzili się z byciem nikim, mimo uprzednio zdobytych osiągnięć.
Ten właśnie podział, powodował u mnie niezrozumienie. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że życie jest albo czarne albo białe. Fakt, jest „pierdoliste”, ale czy aż tak bardzo, żeby wylewać żale na innych?
Książka, zapewne jak już zdążyliście zauważyć, napisana jest ponglishem, z przeogromną dozą humoru. Autor opowiada historię w taki sposób, jakby prowadził rozmowę z najlepszym kumplem.